Nie bądź starym
Miałem taki moment w życiu w którym odkryłem, że mogę realizować marzenia z dzieciństwa. Takie wiecie, dziecięce marzenia, co to rodzice nie chcieli nam ich spełnić, albo nie mogli, bo dużo kosztowały, bo były niezdrowe, bo nie wypada, bo Pani będzie krzyczeć, bo, bo, bo pierdo, że tak się naukowo wyrażę. Mieliście tak? Wiecie, że tylko dwie kulki lodów, bo przeziębisz gardło, że musisz zjeść do końca, bo dzieci w Afryce głodują, że jak będziesz duży, to sobie kupisz, jak będziesz sam na siebie zarabiał, a teraz to masz ojca i matkę, co na ciebie łożą, że już to masz itp. Jezu ile to frustracji taki mały człowiek musiał przejść co nie?! Pamiętam, jak przez mgłę, że wtedy sobie przyrzekałem wewnętrznie, zarzekałem się – „że jak dorosnę, to sobie kupię”, „że im pokażę”, „że wszystkim pokażę… na całym świecie”, „że będę robił, jak będę chciał” itp. itd. No i tak sobie parę dobrych lat temu zdałem sprawę, że stałem się własnym starym… nie chcę tu obrazić moich rodziców, bo oni zawsze mi na dużo pozwalali, ale wiecie takim stereotypowym starym, co to do siebie mówi, jak ten rodzic zakazująco-nakazujący. Taki normatywny mówiąc językiem Berne’a. Co to sobie odmawia, bo lepiej odłożyć na potem. Bo będzie lepszy moment w życiu, że nie teraz bo…, że nie wolno, że nie należy, że nie wypada, że powinno się. No normalnie stary. Więc żeby wrócić do korzeni, zacząłem od małych przyjemności i spełniania dziecięcych marzeń.
Przykładowo w jedne wakacje z dzieciństwa – miałem wtedy pewnie z 8 lat – byłem u moich przyjaciół nad morzem. Co roku jeździliśmy z rodzicami nad morze do Wejherowa, do przyjaciół, co ich poznaliśmy w górach… nieznane są koleje losu. No i pamiętam z jednych wakacji, jak przyjechał do nas z rodzicami mój kuzyn z kuzynką. Takim żółtym starym transitem przyjechali. Wracali znad morza i na chwilę wpadli przejazdem. I w sumie to nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, ale ten moment odcisnął się na moim małym dziecięcym serduszku… no dobra może trochę przesadziłem 😀 Chodzi o to, że przywieźli oni wtedy ze sobą całą pakę bursztynów, które nazbierali nad morzem. Jezu jak ja jako dzieciak im zazdrościłem. Te bursztyny robiły na mnie naprawdę ogromne wrażenie – były wielkości pestek od brzoskwini, a ja marzyłem, żeby wybrać się na takie zbieranie. Znaleźć je. Prosiłem wtedy rodziców, ale oni nie ulegli, bo Mikoszewo, w którym te bursztyny można było zbierać, jest aż 81 km (sic!) od Wejherowa. No i nie dałem ich wtedy rady ubłagać. No ale parę dobrych lat później marzenie spełniłem i pojechałem, już za swoje pieniądze w czasie studiów, zamiast pić piwo… no dobra piwo też piłem… pojechałem zbierać. Siedziałem codziennie po kostki w wodzie, towarzyszyli mi głównie emeryci, renciści i dzieci w wieku wczesnoszkolnym, piździło jak w kieleckim na peronie – chociaż swoją drogą, to ja nie wiem, co z tym peronem w Kielcach… czy ktoś jest tu z Kielc i jest w stanie potwierdzić ten stereotyp?… w każdym razie w tym Mikoszewie, a dokładniej w Stegnie wstawałem codziennie rano przed 6.00, moi znajomi pukali się w głowę – przez sen, a ja jechałem z bananem na ustach pierwszym miejskim autobusem, żeby być pierwszym na plaży i zbierać…
No ale po co ja o tym wszystkim piszę? Się spytacie. Bo znowu o tym wszystkim zapomniałem. Mam wrażenie, że cały ten COVID, to napiętrzenie zadań, rutyna, home-office itp. powoduje, że trudno wrócić do tego naszego dziecka, które chce zaszaleć, zrobić coś tylko dla siebie, wrócić do marzeń. Być może ta ostatnia sentymentalna podroż do rodzinnego domu, o której niedawno pisałem, mi o tym przypomniała, a na pewno moja cudowna partnerka, że marzenia można spełniać nawet jako stary pryk i nawet w czasie zarazy. I tak o to dzisiaj dostałem prezent. Z zestawem ze zdjęcia… zestawem marzeń mojego dzieciństwa… Bo w dzieciństwie, o czym jeszcze nie pisałem, prócz bursztynów, marzyłem by godzinami siedzieć i składać Lego, a w szczególności Lego Piratów. Polański wtedy nakręcił swój film „Piraci”, ja w tym samym Wejherowie co roku katowałem z moimi przyjaciółmi „Wyspę skarbów” na VHS. No i generalnie cały czas w wolnym czasie składałem klocki… mówiłem już że składałem? Nie? No to składałem, a w szczególności piratów… non stop 😀
Więc wczoraj mi przypomniano o marzeniach… dostałem cudowny prezent i będę składał. Tak wiec sorry berory, ale odwołuję wszystkie szkolenia na najbliższe 3 dni, wszystkie coachingi sringi i inne biznesy sresy, bo idę układać Lego Piraci… oczywiście żartuję z tym odwoływaniem, bo mi tu klientela zaraz zacznie dzwonić i raban robić. Idę układać. A Wam nakazuję usiąść, zrobić powrót do przeszłości, pomyśleć i poczuć, o czym marzyliście w dzieciństwie i zrobić sobie przyjemność. Możecie sobie na to pozwolić – szlabanu za to nie będzie, a radość i szczęście – bezcenne 🙂